W hotelowym barze w oczekiwaniu na autobus na lotnisko urozmaiciłem sobie czas miejscową sangrią. W tutejszej wersji dostałem solidną łyżkę owoców ze świeżym sokiem, sporo wina i odrobinę wody. Smakowało znakomicie, chociaż na słońcu nie radziłbym obalać więcej niż trzy szklanki, jeżeli chcesz zostać wpuszczony na pokład samolotu.
Popiłem jeszcze Cuba Libre z miejscowym rumem, ale o tym w jednym z następnych odcinków.
czwartek, 5 września 2013
W drodze!
środa, 4 września 2013
Podróże małe i duże
Po raz kolejny w tym roku odwiedzając cywilizowany kraj, nie mogłem oprzeć się pokusie sprawdzenia produktów innych, niż rodzime Tyskie i Wyborowa. Oprócz kilku eksperymentów nieudanych (część wrzucę) udało mi się znaleźć coś, co moja koleżanka z lat szkolnych opisałaby określeniem "całkiem w cipkę" - cydr Kopparberg.
Co prawda nie jest to produkt lokalny, (buszuję po ziemiach Hiszpanii a produkt jest szwedzki), w tym przypadku jednak sugerowałem się głównie ochotą na coś zimnego, innego niż piwo, od którego jak wiadomo rośnie bebzon. Sprawdziłem owy cydr w dwóch dostępnych wersjach (obie 4,5% alk.)
Na plażę wybrałem Strawberry&Lime, który bardzo przyjemnie ochłodził moje podniebienie wyrazistym smakiem truskawek, być może troszeczkę za słodkim, ale jednak bardzo orzeźwiającym. Limonka niezbyt wyczuwalna, mogli wycisnąć z niej więcej.
Wieczorem na balkonie odpaliłem Naked Apple, ponieważ była to jedyna naked rzecz, którą mogłem po opuszczeniu plaży sfotografować. Ta wersja pasowała mi bardziej - smak był bardziej wytrawny, momentami trącający prosecco, a tytułowe jabłko nie narzucało się jak np. w Somersby. Krótko mówiąc - rewelacja.
Szkoda że w puszce.